piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 1

   Budzę się jakoś po dziewiątej. Rozglądam się po swoim ciemnym pokoju. Tak, czerń to odcień, który od śmierci Harry'ego towarzyszy mi na co dzień. Nie mogę być szczęśliwa, kiedy nie ma go obok mnie.
   Przyglądam się sufitowi. To trwa za długo. Minęły trzy miesiące, a ja nadal stoję w miejscu. Codziennie płaczę po Harrym, wspominam go. Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Nie mogę tak wiecznie żyć. Nie mogę dłużej tutaj zostać. Nie chcę, aby James widział mnie w takim stanie. Postanowione. Muszę stąd uciec. 
   Leniwie podnoszę się z łóżka i w czarnej bluzce oraz szarych dresach i z potarganymi włosami kieruję się do jadalni. Powoli schodzę po schodach i przy stole zastaje ojca, który słabo uśmiecha się na mój widok. Podchodzę do wyspy kuchennej i w ciszy zaczynam szykować sobie śniadanie.
- James jest z Sophie na spacerze - informuje, a ja potakuję. 
   Nic nie mówię. Kiedy kończę szykować sobie pożywienie idę do swojego pokoju i próbuję zjeść to co sobie zrobiłam. Po chwili męczarni i tak większość wylatuje przez okno. Przez te trzy miesiące drastycznie schudłam. Sama skóra i kości. Tęsknota mnie wykańcza. Męczę się na tym świecie. Jestem w nim zagubiona. Boję się, że już nigdy nie zaznam szczęścia.
   Po jedenastej podnoszę się z łóżka i chwytam pierwszą, lepszą torbę. Pakuję do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Po paru minutach jestem gotowa. Szybko chowam torbę pod łóżko. Jak się okazuje robię to w odpowiednim momencie, bo w pokoju pojawia się Kayle. Na mój widok robi zdziwioną minę.
- Emily? Co ty robisz na podłodze?
- Ja... ja... - jąkam się cicho.
- Siadaj na łóżku - instruuje. - Porozmawiajmy.
   Porozmawiajmy. Nie cierpię tego słowa. Nasze rozmowy nic nie przynoszą. Są zawsze takie same. Pyta się mnie, jak się czuję, co ostatnio robiłam. Czasem go okłamuję, że wyszłam na spacer czy coś, ale chyba mi nie wierzy... Pewnie jeszcze rozmawia z moim ojcem, który mówi mu, że ciągle siedzę w domu. Jakby okłamywał Kayle'a to na pewno tych rozmów bym już nie prowadziła.
   Na dodatek dostaję tabletki, które mają na celu wymazać z mojej pamięci Harry'ego. Tak, dokładnie. Podsłuchałam kiedyś rozmowy Kayle'a z moim ojcem. Dlatego od tamtego dnia wszystkie otrzymane tabletki wyrzucam do sedesu. Robię już tak od dwóch miesięcy. Nie chcę zapominać o Harrym. Za bardzo go kocham, aby tak po prostu wyrzucić go z pamięci. Zbyt wiele dla mnie zrobił. Spędziłam z nim cudowne pięć lat, dlaczego chcą, abym o tym zapomniała?
   Kiedy kończymy naszą nudną rozmowę opadam na łóżko i patrzę w sufit. Myślę o swojej ucieczce. Muszę zrobić to w nocy. Zatrzymam się w jakimś tanim hostelu w Kapitolu, aby nikt nie wiedział, gdzie jestem. Tak to dobry pomysł. Tam spróbuję wszystkiego od nowa. Spróbuję odnaleźć siebie.
   W pewnym momencie w pokoju pojawia się mój ojciec.
- Emily? Chodź, zjedz obiad - prosi.
   Leniwie wychodzę z pomieszczenia i w jadalni zajmuję miejsce naprzeciwko uśmiechniętych Jamesa i Sophie. Zaczynam bawić się jedzeniem, udając, że je spożywam.
- Mamo - unoszę głowę znad talerza, aby spojrzeć na syna. - Pójdziesz z nami na spacer? - Pyta z nadzieją w głosie.
   Normalnie bym się nie zgodziła, ale skoro dzisiaj uciekam na nieokreślony czas nie wiem, kiedy znowu zobaczę się z synem. Wiem, że to nieodpowiedzialne zostawiać dziecko i na pewno się przeze mnie nacierpi, ale ja muszę coś zrobić. Z pewnością nie mogę tutaj zostać.
- Tak - mówię cicho i bez emocji.
   Syn na moje słowa rzuca wszystko co ma w dłoniach i się do mnie przytula. Najpierw mam zdezorientowaną minę, ale po chwili mocno go ściskam, słabo się uśmiechając. Po mojej twarzy spływa kilka niezauważalnych łez. Przez te trzy miesiące sztukę cichego płakania opanowałam do perfekcji. Nikt w tym domu nie wie, że co noc płaczę za Harrym.
***
   Spaceruję w ciszy. Słyszę tylko urywki rozmów swojego syna z Sophie. Próbują mnie zagadać, ale odpowiadam jednym słowem, aby nie dołączyć do nich. Jestem wypełniona smutkiem i nawet jeśli chciałabym wrócić do Jamesa nie potrafię. 
   W pewnym momencie zatrzymujemy się przy cmentarzu. Patrzę na bramę, a następnie zerkam na oddalających się moich towarzyszy. Chcę tam wejść. Zbieram w sobie siły i mówię jak najgłośniej potrafię:
- Możemy pójść na cmentarz? 
  Głowy Sophie i Jamesa się odwracają w moją stronę. Kobieta patrzy na mnie z troską i kiwa głową. Uśmiecham się słabo, a mój syn się do mnie przytula. Otwieramy bramę i kierujemy się w stronę grobów mojej matki i państwa Joven razem z Harrym, które są obok siebie. 
   Wiatr targa moje zniszczone, niepoukładane włosy. Zatrzymujemy się przy grobach naszych bliskich. Przyglądam się wyrzeźbionym datą urodzin i śmierci moich bliskich. Wspaniałych ludzi, którzy mnie opuścili. Stoimy tak w ciszy z parę minut i zaczynam cicho popłakiwać, siadając na ziemi. Tak jak mówiłam nikt nie wie, że płaczę. Bawię się swoją obrączką. Nadal ją mam. Nie chcę się jej pozbywać. Już nie jeden raz próbowali mi ją zabrać, ponieważ przypomina mi ona moim mężu, ale właśnie dlatego chcę ją nosić. Kiedy mi ją zabierali robiłam sceny, więc postanowili, że jednak biżuteria będzie zdobyć moją dłoń.     Kiedy siedzę tak w ciszy i nic nie robię, Sophie nawet do mnie nie podchodzi. Słyszę, że sama zaczyna płakać, a James ze smutkiem patrzy na grób Harry'ego. 
   W pewnym momencie przerywam swój płacz i słabym głosem zadaję pytanie:
- Czy... Czy mogę zostać sama? - Trwa chwila ciszy. - Wrócę sama. Nie czekajcie na mnie - dodaję.
   Sophie się chwilę zastanawia, ale bierze Jamesa za rękę i siedzę teraz sama przed grobami. Patrzę raz na litery imienia mojej mamy, raz na Harry'ego. Znowu zaczynam płakać. 
   Kiedy jestem pewna, że nie ma już w pobliżu Sophie i Jamesa wypuszczam z siebie słowa niezadowolenia.
- Jak mogliście mnie zostawić? Tak samą. Nie widzicie, że sobie bez was nie radzę? - Skarżę się. - Przepraszam mamo, że byłam taka głupia i nie odzywałam się do ciebie przez dwa lata. Gdybym wiedziała, że masz mnie tak szybko opuścić taka myśl nigdy by mi nie przyszła do głowy - szlocham. - A ty Harry? Czemu mnie zostawiłeś? Byłeś jedyną osobą, która potrafiła mnie uszczęśliwić. Widzisz jak teraz wyglądam? Znowu mam niepoukładane włosy, zaniedbuję się i drastycznie schudłam. Nie mogę jeść. Nie jestem w stanie i każdą myślą wracam do ciebie. Świadomość, że już nigdy mnie nie dotkniesz, nie pocałujesz, nie zażartujesz bardzo boli. Potrzebuję ciebie. Jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc - z moich oczu wypływa strumień łez. Nic nie widzę. - Harry ja chcę żebyś znowu przy mnie był i powiedział, że wszystko będzie dobrze - dodaję ciszej i zakrywam swoją twarz dłońmi.
   Chcę, aby mnie objął, pocałował w czoło i szeptał do ucha, żebym się uspokoiła, że jest przy mnie, ale to już nigdy nie nadejdzie. Odszedł ode mnie. Zostawił, a ja nie umiem się pozbierać. 
***
  Wieczorem wracam do domu i zastaję trójkę swoich współlokatorów siedzących na kanapie i oglądających zdjęcia. Zachęcają mnie, abym do nich dołączyła, ale ja tylko macham ręką i kieruję się do swojego pokoju, biorąc wcześniej tabletki, które wręcza mi ojciec.
   Automatycznie udaję się do toalety i wyrzucam kolorowe pigułki, pociągając nosem. Nie mogę się powstrzymać. Czuję się okropnie. To trwa zbyt długo. Ja tak nie wytrzymam. 
   Biorę krótki prysznic, a następnie owinięta w ręcznik podchodzę do lustra. Patrzę na swoje ciało. Jestem strasznie chuda. Za chuda. Widać mi kości, a mojej twarzy już nie zdobią chomicze policzki, z których Harry tak często żartował. Wypuszczam kolejne łzy na wspomnienie chłopaka. Czemu to on zginął? Czemu to nie byłam ja? 
   Kładę się na łóżku, gasząc światło. Wiercę się przez większość czasu. Pamiętam, że nie mogę zasnąć, ponieważ chcę uciec. Kiedy oczy mi się zamykają podnoszę się i kieruję do łazienki, aby przemyć je zimną wodą. To pomaga mi wytrwać do północy. O tej porze podnoszę się z miejsca i zaczynam cicho ubierać czarne spodnie, długą ciemną bluzę i adidasy tego samego odcienia. Nie czeszę włosów, bo nie czuję potrzeby dobrze wyglądać. 
   Sięgam po torbę. Nie mogę wyjść drzwiami. Na pewno mnie usłyszą. 
   Zerkam na okno. Na moje szczęście drzewo rośnie zaraz przy nim i spokojnie mogę po nim zejść. Uśmiecham się sama do siebie. Biorę głęboki wdech i kieruję do okna. Otwieram je i przez moje ciało przelatuje chłód. Wzdrygam się i sięgam nogami grubej gałęzi. Jedną ręką trzymam się parapetu, a drugą drewnianej struktury. Kiedy mój chwyt jest pewny szybko puszczam się parapetu i powoli schodzę po drzewie. Zeskakuję z niego i cicho kieruję się na dworzec.
  Jest ciemno, ale nie przeszkadza mi to. Mój wzrok przyzwyczaił się do tego. Kiedy siedzi się cały czas w pokoju z zasłoniętymi oknami widzenie w ciemności w jakiś dziwny sposób mi się poprawiło. Wiem, że to nienormalne, bo powinno być na odwrót. 
   Dochodzę do dworca. Na moje szczęście jest tam pociąg do którego szybko wskakuję. Siadam w jednym z przedziałów i wpadam w objęcia Morfeusza, kierując się na Kapitol w poszukiwaniu nowego życia.

3 komentarze:

  1. Krótko, ale fajnie. Szkoda mi Em.Jo. Ech, no cóż, nie wiem co napisać. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny :* Przepraszam, ale nie jestem w stanie nic więcej napisać... Weny !

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalazłam twoje blogi zupełnie przypadkowo ale te o Emily tak mnie wciągnęły jak żadne inne!
    Przez cały rozdział płakałam :'( Masz wielki talent bo potrafisz przedstawić wszystkie zdarzenia tak by czytelnicy ODCZUWALI emocje które zawierasz w swoich historiach. Wspaniały blog weny życzę!

    OdpowiedzUsuń