sobota, 6 września 2014

Rozdział 2

   Budzi mnie pewien mężczyzna szturchający mnie za ramię. Spoglądam na niego z ledwo podniesionych powiek. Mężczyzna uśmiecha się do mnie i mówi:
- Wstajemy panienko. Jesteśmy już na miejscu.
   Uśmiecham się leniwie i podnoszę ze swojego miejsca, chwytając torbę. 
  Ujawnia mi się ciemne miasto. Tak. Kapitol to już nie to samo miejsce. Teraz nie górują tu jaskrawe kolory. Jest ciemno, ponuro tak jak w moim sercu. Wiele budynków jest zniszczonych. Z tego co wiem Chris i Nelly mieszkają w dobrych warunkach. Przynajmniej im się układa. 
  Szybko przechodzę przez główne ulice, aby zaraz schować się w jakiś zakamarkach. Po dłuższej wędrówce znajduję jakiś hostel "Paradise". Hah. Cóż za ironiczna nazwa. Przewracam oczami i kieruję się do niego. 
   W pomieszczeniu za ladą znajduje się grubszy mężczyzna w okularach i z zarostem. Śpi. Podchodzę niepewnie i zaczynam go szturchać. Budzi się z krzykiem. Wystraszył mnie i sama do niego dołączam, lekko się cofając.
- Przepraszam - odchrząkuję. Nic nie odpowiadam. - Po co przyszłaś tu kochana? Rzadko ktoś tutaj gości...
- Chciałam wynająć pokój - mówię cicho.
- Czekaj - przymruża oczy, przyglądając mi się. - Czy ty nie jesteś przypadkiem tą Emily Joven, co wygrała siedem...
- Tak, tak. To ja - mówię szybko, nie chcąc go słuchać. - Mogę dostać kluczyki? - Pytam, podając mu pieniądze.
- Oczywiście - uśmiecha się na widok banknotów. Pewnie dałam mu więcej niż potrzeba, ale cóż... mam tych pieniędzy tyle, że nie jest mi żal dać trochę więcej niż jest to konieczne. - Pokój dwunasty, drugie piętro. Witam w "Paradise". 
- Dziękuję - mówię szybko, chwytając klucze i udając się do swojego pokoju.
   Pomieszczenie do najpiękniejszych nie należy. Tapety są ciemne i poniszczone. Pachnie tutaj, jakby coś zdechło. Kanapy i fotele są zniszczone, jakby jakieś zwierze zerwało z nich materiał. Przechodzę do sypialni. Również nie za pięknie. Łóżko jest zupełnie takie jakie miałam zanim poszłam na igrzyska. Metalowe z byle jakim materacem. Ale... to miejsce jest dobre, ponieważ nikt nie wpadnie na pomysł, aby zaszyła się w takiej dziurze. Zauważam też drzwi do łazienki. Wydaję z siebie krzyk na widok wielkiego karalucha przechodzącego obok moich stóp i od razu wskakuję na sedes. Z moich oczu wydostają się łzy. 
   Po paru minutach się otrząsam i rozglądam po łazience. Kabina ma wybite szyby i jest bardzo stara. Uruchamiam wodę. Lodowata. Wzdrygam się. Patrzę co jest w szafkach i moją uwagę przykuwają żyletki. Chyba są jedyną rzeczą w tym hostelu, która nie wygląda na zniszczoną. Chwytam je i kręcę nimi w swoich dłoniach. Podnoszę wzrok na rozbite lustro. 
- Co się z tobą stało, Emily? - Wzdycham. 
   Podwijam rękawy bluzy i przykładam do nich jedną z żyletek. Odważę się? Może to pomoże? I tak nie mogę na siebie patrzeć zbyt długo, bo czuję ból. Utrata Harry'ego wyniszcza mnie od środka. Niektórzy mówią, że cięcie się to początek do odejścia z tego świata. Może czas na mnie?
   Przejeżdżam powoli ostrzem po nadgarstku, wydając ciche syknięcie. Krew opada na zimne kafelki niedaleko moich stóp. Powtarzam czynność. Tym razem sprawia to już mniejszy ból. Siedzę tak z trzy minuty i się nad sobą użalam. W pewnym momencie postanawiam zmienić miejsce swojego przebywania. Miałam coś zrobić, spróbować się odnaleźć. Nie mogę ciągle siedzieć w tym hostelu i popełnić samobójstwa, jeśli nie zrobię tego, co było głównym celem przybycia tu.
   Kiedy rany zastygają opuszczam pokój, zamykając za sobą drzwi. Nie widzę i nie słyszę nikogo kto mógłby być jeszcze w tym miejscu poza mną. Mężczyzna chyba mówił prawdę, że nikt tutaj nie gości.
    Na dole zauważam, że mężczyzna znowu śpi, więc bez słowa przechodzę obok niego i wychodzę na miasto. Spaceruję uliczkami w ciszy, przyglądając się przechodniom. Wszyscy są ubrani na ciemno. Niektórzy są wytatuowani albo mają mnóstwo kolczyków. Wyglądają groźnie. Nie to co ja. Bezbronna, zagubiona dwudziestodwuletnia kobieta.
   Zatrzymuję się w jakimś klubie i podchodzę do barku. Proszę o jednego drinka, ale jak się okazuje nie na nim się kończy. Przez moje ciało przepływa dość duża ilość alkoholu, ale nawet to nie sprawia, że czuję się lepiej. Coś dzięki czemu ludzie tracą zdrowy rozsądek i zapominają o otaczającym ich świecie we mnie nie zmienia nic. Jak czułam się źle tak nadal się czuję i wiem, czemu mi tak cholernie źle. 
   Przez chwilę zastanawiam się, co teraz robią mój ojciec, James i Sophie. Zadzwonili już gdzieś? Szukają mnie? Płaczą? 
   James. Jak ja jemu współczuję. Stracił Harry'ego. Jego braciszek czy siostrzyczka się nie narodził. A teraz jego matka gdzieś zniknęła. Ale... ja nie mogłam tam siedzieć. I tak się nim nie zajmowałam. Nie byłam w stanie. Nadal nie jestem. Jestem najgorszą matką na świecie.
   Wieczorem opuszczam klub. Jest już bardzo ciemno, więc wracam do hostelu. Po drodze na szczęście nikt mnie nie zaczepia. Spodziewałam się jakiś akcji, ale dobrze, że jednak tak nie było.
   Wchodzę do hostelu. Mężczyzna nie śpi i patrzy na mnie podejrzanie. Unoszę brwi.
- Uciekłaś? - Pyta.
   Robię wielkie oczy na jego słowo. Co? Skąd on to wie? Mężczyzna widząc moje zdziwienie kręci głową w stronę telewizora, a tam widzę swoje zdjęcie i kobietę informującą o moim zaginięciu. Serio? Nie mogli poczekać przynajmniej tygodnia zanim powiadomią o tym całe Panem. Patrzę na mężczyznę błagalnym wzrokiem, a po mojej twarzy zaczynają zlatywać łzy.
- Proszę - opieram się o ladę. - Proszę nie mów nikomu, że tu jestem - szlocham.
- No nie wiem, nie wiem... - kręci głową. - Trochę oferują za informację o tym, gdzie jesteś.
- Ile?
- Dwa tysiące.
- Dam ci dwa razy tyle, jak nic nie powiesz - mówię stanowczo.
- Hm... umowa stoi - uśmiecha się chytrze, a ja sięgam szukam pieniędzy w torebce. Nie noszę ich w portfelu. Jak się pakowałam wrzuciłam co popadnie do swoich małych bagaży. Nawet nie wiem ile wzięłam ze sobą pieniędzy. Mam jeszcze kartę kredytową, ale to nie mądre używać jej tutaj. Od razu wykryliby gdzie jestem.
- Dziękuję - mówię cicho, podając mu pieniądze. Mężczyzna na ich widok robi wielkie oczy ze szczęścia.
- To ja dziękuję.
   Przewracam oczami i wracam do swojego pokoju. Zatrzaskuję drzwi i rzucam się na łóżko, które pod moim naciskiem spada. Jęczę. Rozwaliłam je tylko opadając. Taki kościotrup jak ja był w stanie je zepsuć. Naprawdę musiało być ono stare.
   Chowam głowę w poduszkach i zaczynam płakać. Znowu. To już jest codziennością.
***
   Budzę się w tych samych ubraniach, w których byłam wczoraj. Nawet się nie podniosłam, aby się przebrać. 
   Wstaję leniwie ze swojego miejsca i przyglądam się złamanej nodze łóżka. Z początku myślę, aby za to zapłacić, ale mężczyzna pewnie i tak nie przejmuje się stanem rzeczy znajdujących się w tym hostelu. Co ja gadam. Na pewno się nie przejmuje. Wystarczy spojrzeć na moje pokoje. Wszystko jest poniszczone, zaniedbane i w ogóle nie odnawiane już przez parę lat.
   Kieruję się do łazienki i załatwiam poranną toaletę. Następnie podchodzę do umywalki, chwytając żyletki. Znowu się im przyglądam i miętolę w dłoniach. Robię to samo co wczoraj. Przejeżdżam ostrzami po nadgarstkach. Po mojej twarzy spływa kilka łez, ale po jakimś czasie ból mija, a żyletka sprawia uczucie przyjemności. Teraz dla mnie jest zupełnie jak przelecenie piórkiem po skórze. Wydaje się głupie, ale właśnie tak czuję.
   Wychodzę z pokoju i zajmuję miejsce na łóżku. Chwilę siedzę w miejscu, myśląc co teraz dzieje się z Jamesem. Albo... czy Chris i Nelly mnie szukają? Rozglądają się gdzieś po centrum. Mam nadzieję, że nie będą zaglądać w takie zakamarki w których się chowam. 
   Po myślach o ludziach, którzy mogą mnie szukać dochodzę do myśli o Harrym. Kolejne łzy napływają do moich oczu, a w mojej głowie wybucha wulkan emocji.
   Chłopak zaczyna mnie łaskotać, a ja nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Mówię mu, aby przestał, ale ten się mnie nie słucha. Wtedy ja dźgam go w brzuch na co chłopak podskakuje. Śmieję się z niego, a temu się to nie podoba.
- Co cię tak śmieszy? Zaraz dostaniesz karę za swoje karygodne zachowanie - robi poważną minę.
- Tak? A niby jaką? - Patrzę mu prosto w oczy, również robiąc poważny wyraz twarzy.
    Chłopak się delikatnie uśmiecha po czym przywiera swoje usta do moich. Nie odrywam swoich, ponieważ bardzo mi się to podoba. Dawno ze swoim mężem nie spędzałam tak miło wieczoru. Brunet powoli przejeżdża swoją dłonią po moim ramieniu.
- To jest kara? Hmm... powinnam być częściej dla ciebie wredna - uśmiecham się, mój mąż również, ale nie przestaje całować.
   Wkłada rękę pod moją bluzkę. Dostaję dreszczy, czuję się cudownie.
- Harry - szepczę najpiękniejsze imię na świecie. 
   W środku czuję ból i jednocześnie przyjemność. Łapię się za nadgarstki z ranami i delikatnie nimi pocieram o siebie. Chcę, aby mnie przytul, pocieszył. Czuję się okropnie, nie mając go przy sobie i wiedząc, że już nigdy koło mnie nie będzie. Tego bólu nic nie jest w stanie opisać. 

2 komentarze:

  1. Dupa. Emily miała takie ładne ręce, a tutaj się pocięła. A ten facet to jakaś dziwka. Co to się stało z tym Kapitolem... Ale dobrze, że napisałaś, że jest teraz taki ponury. Omg, myślałem, że ktoś będzie chciał zgwałcić Emily albo pobić i okraść na tych ulicach. Ale pewnie, jak tylko wyjdzie, to ją ukradną i wydadzą. Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu taki krótki ? Spodziewałam się czegoś więcej, no ale cóż... Ogólnie cudny :* Do następnego ! Weny !

    OdpowiedzUsuń